Silnie utożsamiam się z filmową bohaterka, a sam film jest jedyny w swoim rodzaju. Opowiada o bezradności jaką niesie z sobą czas i mam tu na myśli przeżywanie własnego życia. Ostatnia scena - bezcenna.
Opowiada raczej ze ciezko byc samemu, bez osoby dajacej cieplo, wpsarcie, bliskosc. Ktorą to strate tym bardziej odczuwa sie, gdy jest sie starszym, zwlaszcza, jak ma sie za przyjaciol (a wlasciwie "przyjaciol") normalna, zwyczajna pare, z tej wlasnie zwyczajnosci i normalnosci czerpiacą swoje szczescie i poczucie swojego miejsca na tej planecie.